Powiew świeżości! O tyle rzadki, co ożywczy, jest reinterpretacją znanego nam tematu, a raczej połączeniem dwóch trendów – ten alzacki przysmak jest spotkaniem w połowie drogi popularnej tarty i jeszcze popularniejszej pizzy. Nazwa tarte flambée oznacza „wypiekany w ogniu”, i takie właśnie jest ciasto, złociste na brzegach i cieniutkie, klasycznie przyozdobione boczkiem, cebulą i crème fraîche. Obowiązkowo zamówiliśmy taką opcję!
Niech rozmiar Was nie zmyli: danie jest syte, jednak dzięki cienkości placka nie sposób się przejeść, całość zjada się lekko i przyjemnie. Drugą wersją, której spróbowałem, była bardziej niestandardowa, zawierającą crème fraîche, krewetki, rucolę i chorizo – połączenie grzechu warte, a w tej aranżacji niezwykle ciekawe i wciągające.
Lokal jest elegancki i prosty, dominuje drewno, na drewnianych tackach podawane są tarty. Całość niezwykle spójna, krótkie menu przypięte do deseczki – świetny pomysł! Miłym uzupełnieniem posiłku jest karta win, z czego niektórych unikatowych, pasujących do charakteru serwowanych tu przysmaków. Urokliwe są czarno-białe kafelki i cegła na ścianie, całość kupuję z kieliszkiem musującego Glera w dłoni – polecam.
Flambeeria
Adres: ul. Hoża 61 (wejście od E. Plater)
Godz. otwarcia:
pon. – sob.: |
12:00 – 23:00
|
niedz.: |
12:00 – 22:00
|
Strona: FB