Są miejsca, które przyciągają kontrowersyjną bądź zabawną nazwą; których menu sprawia, że wieść o nich niesie się szybciej, niż promień światła; są też lokale, które podbijają nasze serca konkretnym, udanym pomysłem. Bistro Pigalle, pomimo przyjemnego wnętrza i ciekawej karty, nie zyskało gwałtownego rozgłosu – musiałem sam sprawdzić, jak się rzeczy mają.
Wystrój lokalu nawiązuje do francuskiej estetyki – w końcu trzeba zasłużyć na nazwę w języku Moliera! Jest też ogródek, choć ze względu na upały wybieram klimatyzowane wnętrze – nie czuć zapachów kuchni, co przy takim rozwiązaniu jest wielkim plusem. Niestety, nie przewidzieliśmy, że otwarta kuchnia wydaje z siebie tyle dźwięków – zarówno rozmów, jak i buczenia wyciągu. Podane nam menu było wykonane zastanawiająco niedbale – dwie kartki, połączone ze sobą, wymięte i mocno wyeksploatowane. Cóż, pierwsze wrażenie może być mylne, na szczęście miła blond kelnerka pomaga wybrać nam dania i odpowiednie wino – różane, półsłodkie, orzeźwiające i aromatyczne. Wszystko bez zbędnego dystansu, za to profesjonalnie i sympatycznie.
Na przystawkę wybieram grillowane kalmary „baby” z sosem tatarskim, a moja towarzyszka wołowego tatara. Pierwsze danie dociera na stół dość szybko, owoce morza mają odpowiednią konsystencję i wyraźny posmak odymionego grilla, a dodatek sosu tatarskiego jest mile widziany. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to zbyt mocno spieczona bułka, która towarzyszyła obu przystawkom.
Tatar to definicja udanego „zrób to sam” – kompletny zestaw, zaczynając od pięknie czerwonej wołowiny, przez grzybki, cebulę i ogórka, po żółtko jajka doprawione pieprzem – całość była dokładnie tym, czego chcę od tatara. Składniki były dobrane idealnie, a ich połączenie okazało się przystawką wyśmienitą.
Wybór drugiego dania nie był już taki prosty – postanowiłem postawić na moją złotą klasykę i zdecydowałem się na stek z polędwicy wołowej, tu podany standardowo z warzywami z grilla i połówkami ziemniaków. Danie w wersji bardzo minimalistycznej i zbyt mało wysmażonej, za to broniło się jakością produktów i dbałością o szczegół, jak na przykład sól morska, którą posypano mięso po przyrządzeniu.
Moja towarzyszka uraczyła się kotlecikami jagnięcymi na placuszkach z cukinii – danie nie było zbyt dobrze doprawione, jednak placuszki były delikatne i puszyste, dzięki dużej zawartości jajek. Dodatek gotowanego brokuła i kalafiora sprawiał, że całość okazała się lekkim i zdrowym posiłkiem, a pomidorowy dip przyjemnie wzbogacał smak mięsa.
Bistro Pigalle to lokal, który otworzył się na początku tego roku i ciągle szuka swojej drogi. Jeśli lubicie delikatnie doprawione potrawy, bądź poszukujecie miejsca, w którym odnajdziecie bogatą kartę win – śmiało wstępujcie do Bistro Pigalle. Należałoby jednak dopracować dodatki warzywne, skupić się mocniej nad przyprawami i obróbką termiczną. Poza tym lokalizacja tego francuskiego bistra wydaje się być marzeniem niejednego restauratora – okolica jest cicha i malownicza, a jednak tuż przy gwarnym i dusznym centrum. Nic, tylko usilnie pracować nad menu, aby móc ziścić 'francuski' sen na polskiej ziemi.
Bistro Pigalle
Adres: Hoża 41
Godziny otwarcia: