Nie tak dawno temu, pisałem o kobiecym klimacie, jaki często panuje w wielu nowo otwartych warszawskich restauracji. Mam wrażenie, że wśród nowości na warszawskim rynku restauracyjnym dominują hipsterskie „kalki”, pomnażane do znudzenia schematy restauracji „alternatywnych” (w cudzysłowie, bo burger vs burger niewiele ma wspólnego z alternatywą), lub sterylnie czyste wnętrza w pastelowych barwach, w których nikt nie odważy się podnieść głosu. Działająca już ponad pięćdziesiąt lat w obrębie Saskiej Kępy Fregata jest czymś całkiem innym – „tylko dla lokalsów”, powiedział mój przyjaciel. Prawda, bywalców siedzących przy piwie nie brakuje, jednak sam poczułem się tam bardzo dobrze. Sentyment? Może. Odskocznia? Na pewno.
Jedno spojrzenie na zdjęcia wystarczy by zrozumieć, że marynistyczna nie jest jedynie nazwa lokalu – zdjęcia na ścianach, ozdoby, w tym sztuczna ryba, podwieszane statki, wszystko tworzy charakterystyczny klimat szantowej rupieciarni. Urokliwe stoliczki i drewniane krzesła mogą pamiętać czasy, gdy Jacek Kaczmarski zdobywał pierwsze bardowskie szlify, nie brakuje tu starszych panów wpadających na lufę. Elegancko, staromodnie, a niepijacko przy tym.
Karta nie za długa, nie za krótka, ceny stosunkowo niskie. Dominuje kuchnia polska, wybieram boeuf strogonow, do którego klasycznie dobieram kaszę i ogórka, moja towarzyszka bierze zestaw gyros z frytkami, a przed daniem głównym dzielimy jedną porcję zupy pasterskiej na pół.
Pojedyncza porcja zupy zostaje podana w dwóch uroczych miseczkach – dobrze zrobiliśmy, cała porcja mogłaby być nie do przejedzenia. Smak? Jak w domu! Intensywny i dobrze przyprawiony napar współgra z obfitością warzyw – może dodałbym odrobinę więcej kiełbasy, ale to już preferencja osobista.
Strogonow, który kilka dni chodził mi po głowie, we Fregacie okazał się wyborem trafnym. Kasza była odrobinę zbyt twarda, jednak reszta mnie zadowoliła, zwłaszcza lekko pikantny, pomidorowy sos, podobny temu – ponownie – który jadałem w domu.
Na tle strogonowa gyros wypadł blado, a to za sprawą frytek z mrożonki, ech… Natomiast mięso zrobione było dobrze, mocno grillowane i podane z sałatą, ogórkiem, pomidorem, czerwoną papryką, a wszystko podlane sosem czosnkowym.
Fregata ma swój niezaprzeczalny urok gatunku zagrożonego wymarciem. Jest to klimat domowego obiadu, ze wszystkimi zaletami i wadami takiego posiłku. Myślę, że do Fregaty wpadnę w najbliższy wieczór z kumplami na kilka głębszych – organizowane są tutaj koncerty gitarowe, a cały lokal sprzyja głośnym rozmowom i jeszcze głośniejszemu, szczeremu śmiechu.
Fregata
Adres: ul. Międzynarodowa 65
Numer telefonu: 22 617-61-46
Strona: http://fregata.waw.pl/
Okropne miejsce do którego nigdy więcej nie pójdziemy Najpierw bezczelna barmanka chciała Nas oszukać na reszcie a później moje danie trafiło na ok.10min na inny stolik Kelnerka zorientowała się w pomyłce upomniała gościa do którego mówiła na Ty Po czym ten talerz trafił do mnie Odniosłam go gdyż nie mam pewności czy nie było z niego jedzone poza tym dawno już ostygło Owszem dostałam nową porcję ale frytki były wymieszane z poprzednimi chłodnymi i suchymi Najgorsze jednak było to że w tej restauracji znajomi mają przywilej wchodzenia do środka z psem Nie mam nic przeciwko zwierzętom ale w lokalach tego typu są jakieś zasady W momencie gdy jem a pies łazi mi koło nóg i patrzy czekając aż mu coś rzucę to na prawdę… Dopiero gdy zwierzak zaczął szczekać na wchodzące osoby a jeden pan był gotów wyjść z rodziną to pojawiła się szefowa że no z pieskiem to nie można Nie polecam